Kto zawinił w temacie kredytów frankowych? Perspektywa Frankowicza

Opublikowano: 23 Lip 2021 Dagmara Konik 10 min. czytania

Kategoria: Poradnik Hipoteczny

Zaczniemy nietypowo, bo od krótkiego przypomnienia z lekcji fizyki. Trzecia zasada dynamiki Newtona mówi o tym, że akcja rodzi reakcję. Odpowiadając na pytanie: kto jest winny temu, że dzisiaj zmagamy się z problemem kredytów frankowych, w myśl tej zasady fizyki? Dziś usystematyzujmy zatem naszą wiedzę i skupimy się tylko na jednej perspektywie.

Kto zawinił w temacie kredytów frankowych? Perspektywa Frankowicza

Gdzie więc zawinił Frankowicz?

Tutaj w zasadzie można powiedzieć o kilku rzeczach.

Pierwsza akcja

Akcja rodzi reakcję. To już wiemy. Zatem przyglądając się temu, gdzie leży wina frankowiczów, można powiedzieć, że pierwszą akcją było zapotrzebowanie Polaków na posiadanie własnego mieszkania i niewydolność systemu mieszkalnictwa w Polsce. Stąd reakcją były udzielane przez banki kredyty hipoteczne, których sprzedaż z roku na rok rosła. Czy winą Frankowicza było to, że z nich korzystał? Przecież racjonalnym działaniem jest chęć podwyższania swojego standardu życia np. poprzez własne lub lepsze mieszkanie.

Druga akcja

Drogie kredyty w złotówkach. Oprocentowanie takich kredytów w latach 90-tych wynosiło nawet 20%, w latach boomu kredytowego wahało się średnio w granicach od 7% do 9%. W tym samym czasie oprocentowanie kredytów frankowych oscylowało średnio w granicach od 3% do 5%. Czy winą frankowiczów było to, że decydowali się na lepszą cenową ofertę?

Jeśli frankowicze mieli pełną wiedzę w zakresie zasad działania kredytów walutowych i zdecydowali się na tę ofertę w pełni świadomie, to tak. Jeśli jednak nie mieli takiej wiedzy to trudno szukać wśród nich winnych.

Liczba czynnych umów o kredyt mieszkaniowy

Prezentowany wykres przestawia liczbę czynnych umów o kredyt mieszkaniowy od 2005 roku. Musimy wiedzieć, że znaczący przyrost liczby umów wiązał się także z zawieraniem umów o kredyty frankowe. Dopiero w kolejnych analizowanych latach wzrost ilości zawieranych umów dotyczył tylko kredytów złotówkowych. Zadziało się tak na mocy wielu regulacji prawnych, a także wewnętrznych ustaleń banków.

Dzisiaj widzimy, że w procesie sprzedaży kredytów frankowych coś ewidentnie poszło nie tak. Bo jak to możliwe, że ta grupa Polaków decydująca się na zaciągnięcie kredytu we frankach, mając rzekomo pełną wiedzę na temat mechanizmów kształtowania kursów walutowych i mechanizmów zastosowanych w umowach kredytowych, zdecydowała się na tak ryzykowne rozwiązanie? To przecież praktycznie połowa wszystkich osób, które w tamtym czasie zdecydowała się na kredyt hipoteczny. A może chodziło o jeszcze coś innego?

Trzecia akcja

Brak zdolności kredytowej. Problem w tym, że znaczna część kredytobiorców frankowych udając się wówczas do banku po kredyt hipoteczny, usłyszała, że na daną wartość nieruchomości nie mają najzwyczajniej zdolności kredytowej – wyliczając ją oczywiście na podstawie symulacji złotówkowego kredytu hipotecznego.

Różnica w oprocentowaniu kredytów złotowych i frankowych sięgała kilku procent, a różnica w racie w zależności od kwoty i długości okresu kredytowania, mogła wynosić od 200 zł nawet do 500 zł na korzyść kredytu frankowego. Dlatego klient poszukujący na przykład 300 tys. zł kredytu mógł usłyszeć w banku, że nie ma zdolności kredytowej do spłaty takiej kwoty w ramach kredytu złotowego i może otrzymać max 240 tys. zł, ale w związku z niższą ratą kredytu frankowego może wziąć nawet 320 tys. zł. Jak myślisz? Którą opcję klient najczęściej wybierał?

Czy klient frankowy jest zatem winny?

Skoro klient potrzebował 300 tys. zł, a mógł otrzymać w kredycie złotówkowym 240 tys. zł, to w tej sytuacji mógł zdecydować się na inne mieszkanie lub w ogóle wstrzymać się z decyzją o zakupie swojego „M”. Mógł też skorzystać z oferty kredytu frankowego, którą bank mu przygotował i zrealizować swoje marzenia.

Pamiętajmy także, że tamte lata to pierwsze dynamiczne lata rozwoju gospodarczego w naszym kraju. Wiele Polek i Polaków powoli zaczęło lepiej zarabiać, ich sytuacja finansowa ulegała poprawie, a wraz z nią wzrastały potrzeby i oczekiwania. Samodzielność, niezależność to coś co wtedy było jedną z głównych potrzeb naszego społeczeństwa.

Czy to, że klient wziął jednak kredyt we frankach można odbierać jako jego decyzję ponad jego możliwości? Pewnie tak. Natomiast z jakichś względów dokładnie tak postąpili ci z klientów banków aktualnie posiadający kredyty w CHF. Według raportu danych Biura Informacji Kredytowej jest to grupa około 800 tys. osób. Nie wiemy ile z nich faktycznie mogło wziąć odpowiednią kwotę kredytu frankowego i kredytu w złotych, nie wiemy też ile jest wśród tej grupy osób, które idąc do banku chciały kredyt wyrażony w rodzimej walucie, ale usłyszały, że niestety ich na niego nie stać.

Z dzisiejszych relacji samych frankowiczów, również z relacji kancelarii prawnych prowadzących sprawy klientów frankowych wynika, że głównym motywem zdecydowania się na kredyt frankowy była po prostu odpowiednia kwota kredytu, której klient szukał, a nie otrzymałby w złotówkach. Z perspektywy tych lat widzimy, że banki stworzyły produkt, który stał się dostępny dla szerokiej grupy Polaków. Możemy się tutaj posłużyć pewnego rodzaju analogią: niskie stopy procentowe zwiększają zainteresowanie kredytami, nawet w rodzimej walucie, a tani kredyt – jak wówczas był przedstawiany kredyt we frankach – stawał się bardziej atrakcyjny niż ten w złotówkach. Ta cecha produktu – jego cena i dostępność – sprawiła, że klienci chętniej się zadłużali, a banki to akceptowały. Nadmienić należy, że jest to kredyt dobrze zabezpieczony na takich nieruchomościach, co do których wówczas można było przyjąć tylko rosnącą wartość w czasie.

Dziś też możemy postawić śmiałą tezę, że kredyty we frankach stały się wówczas bardzo popularne. Produkt ten był mocno promowany w kampaniach banków. Produkt tańszy niż kredyt w złotówkach, ale z szeregiem ryzyk, co do których nie wszyscy mieli świadomość lub każdy tłumaczył sobie to na swój sposób. A dowodzić temu może fakt, że pierwsze lata funkcjonowania kredytu frankowego działy się na rynku nieuregulowanym żadnymi rekomendacjami. Potrzeba było kilku lat zanim pojawiała się pierwsza z nich w tym zakresie: Rekomendacja S.

Podsumowanie

Wydaje się, że gdyby frankowicz nie chciał wtedy kupić danej nieruchomości, nie byłoby problemu.  Gdyby frankowicz miał zdolność kredytową na dany kredyt w złotówkach, nie byłoby problemu. Pamiętajmy, że frankowicze nie żyją na ogół w pałacach. Najczęściej kupowali standardowe mieszkania czy małe domy lub domy do remontu.

Zastanawiające jest jednak to, że w momencie wnioskowania o kredyt bank uznawał, że klienta nie stać na spłatę raty kredytu w złotówkach, ale stać go było w ocenie banku na ratę kredytu frankowego, którego rata co prawda w tym momencie była znacznie niższa, ale jak same banki wskazują, klient musiał mieć świadomość ryzyka jakie wiąże się z kredytem frankowym zawartym najczęściej na 30 lat. Pytanie brzmi dlaczego zatem bank, ta mądrzejsza i silniejsza strona umowy, decydował się na takie ryzyko? Nie można winić konsumenta, którym kierowały racjonalne pobudki poprawy jakości życia, a który w trakcie wizyty banku był informowany o samych zaletach produktu.

Tagi: kredyt walutowykredyt hipotecznyfrankowiczefrank szwajcarski

Zaktualizowano: 15.09.2021

Dodano: 23.07.2021

Czy ten artykuł był pomocny?


Ocena / gł.

Artykuły powiązane

Kiedy rozpoczęły się problemy z kredytami frankowymi?

Kiedy rozpoczęły się problemy z kredytami frankowymi?

22 Lip 2021Autor: Dagmara Konik

Historia kredytów frankowych sięga 2002 roku, kiedy to uchwalona została Ustawa z dnia 27 lipca 2002 roku „Prawo dewizowe”. Kolejny przełomowy moment to wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, gdzie w konsekwencji polska gospodarka zaczęła mocno przyspieszać. W tym czasie liczne były głosy,(...)

Czytaj więcej
Top